niedziela, 26 czerwca 2016

Usagi drop - niezwykle zwykła historia



Nagłe pojawienie się w naszym życiu dziecka wywraca całe dotychczasowe życie do góry nogami. Nagłe pojawienie się już dość sporego, nieco zamkniętego w sobie dziecka oraz próba samotnego wychowania sprawia, że już nic nie będzie takie jak wcześniej. Nigdy.


Daikichi to około 30 letni kawaler, który prowadzi spokojne, samotne życie odnosząc zawodowe sukcesy. Jego życie zmienia się gdy przyjeżdża na pogrzeb swojego dziadka. Okazuje się bowiem, że dziadek zostawił 6 letnią córkę Rin. Wszyscy byli tym faktem niebywale zaskoczeni i w dodatku nikt nie wiedział kim jest matka dziecka. Nikt też nie chciał zająć się dzieckiem - każdy ma swoje życie, problemy, zmartwienia. W końcu Daikichi postanawia zaopiekować się dziewczynką.

Ale dzisiaj tak niedużo :) Btw. muszę zmienić ten obrazek :/
Cała historia zawarta w 11 odcinkach anime skupia się na codziennym życiu Daikichiego oraz Rin. Pokazuje jakie zmiany zaszły w życiu mężczyzny. Samotne wychowywanie dziecka nie jest łatwe, a staje się to o wiele cięższe gdy to dziecko pojawia się z dnia na dzień. Daikichi musi nauczyć się wszystkiego od podstaw, musi zacząć myśleć o rzeczach, którymi nigdy przedtem nie zaprzątał sobie głowy. Pogodzenie dotychczasowej pracy z wychowywaniem dziecka też nie jest łatwe przez co musiał zmienić rodzaj wykonywanej pracy.

Całkowite przestawienie swego życia na inne tory, konieczność szerszego patrzenia na świat jest niewątpliwie trudną, wyboistą drogą pełną zwodniczych zakrętów, ale daje to Daikichiemu swego rodzaju satysfakcję, wypełnia jakąś lukę w jego życiu.

Ukazanie tego normalnego, codziennego życia, problemów Daikichiego, ale i zabawnych momentów jest najmocniejszą stroną tego anime. Nie mamy tutaj jakiejść porywającej fabuły, plot twistów. Można pokusić się o stwierdzenie, że te 11 odcinków jest tylko luźno ze sobą powiązanych, ale to dobrze bo dzięki temu, mimo iż posuwamy się dość szybko w czasie to nie odczuwamy, że historia leci na łeb na szyję. Historia ma swoje, odpowiednio wyważone tempo. Warto nadmienić, że Usagi drop to jedno z nielicznych anime, które tak sprawnie żonglowało spokojnymi, zabawnymi i "intenysnymi"* momentami. Nie odczuwałem przesytu żadnym z tych elementów - wydarzenia ani nie były bezpłciowe, ani na siłę śmieszne, nie było też na siłę budowanego napięcia. Humor też został odpowiednio wyważony przez co wszystko wyglądało tak urzekająco naturalnie.

Bardzo dobrze wypada również kreacja głównych bohaterów. Daikichi i Rin muszą nauczyć się razem żyć przez co oboje przechodzą stopniowe przemiany i tak początkowo zamknięta w sobie dziewczynka otwiera się na ludzi, staje się coraz bardziej radosna, a Daikichi, który na początku nie wiedział w co ręce włożyć nabiera "wprawy", uczy się jak być ojcem. Spotykają oczywiście po drodze cały czas jakieś przeciwności, nie ze wszystkim Daikichi potrafi sobie poradzić, ale dodaje to całości bardziej naturalnego wydźwięku. Bywają oczywiście momentami lekko przerysowane sytuacje, ale hej, przecież to anime.



Do kwestii technicznej też nie mogę się przyczepić. No może poza openingiem, który mimo iż całkiem przyjemny to jakoś mnie nie porwał i zazwyczaj go przewijałem. Podobnie z endingiem, choć ten wydawał mi się bardziej edekwatny. Co do OSTu się nie wypowiem bo poza kilkoma seriami gdzie wyjątkowo się wybijał nie zwracam na niego specjalnej uwagi. Jeśli pasuje do całości, dobrze się komponuje(jak np. tutaj) to jest ok bo tworzy z anime spójną całość. Oczywiście jeśli ścieżka dźwiękowa byłaby całkowicie oderwana od reszty i pasowała jak pięść do nosa to nie omieszkałbym o tym wspomnieć w wyjątkowo dobitny sposób. W przypadku Usagi drop wszystko jednak do siebie pasuje, więc jest dobrze.. Tak, nie znam się na muzyce ;)

Jeśli chodzi o kwestię wizualną to muszę przyznać, że Usagi jest jednym z lepiej wyglądających anime, które widziałem. Wiem, że kreska jest stosunkowo prosta, że nie ma tutaj wizualnych fajerwerków, i że jest mnóstwo innych serii, gdzie szczegółowość postaci i otoczenia jest wręcz wybitna. Zgadzam się, ale w tej prostocie jest niewątpliwy urok i tak jak w przypadku historii, tutaj wszystko pasuje Wszystko komponuje się ze sobą idealnie, nic nie jest oderwane od reszty, nic nie jest na siłę przyklejone. Tak jak w przypadku Grimgara gdzie odcinały się lekko akwarelowe tła i nadawało to swoistego uroku, tak tutaj uroku nadaje to jak wszystko idealnie się ze sobą klei.


Oglądając anime zawsze szukałem "ucieczki" od codzienności, od zwykłego życia - dlatego tak lubię krwawe mordobicia. Miedzy innymi dzięki Usagi drop spostrzegłem, że w zwyczajności też może być coś interesującego czy nawet niezwykłego. Gratulacje należą się twórcom tego anime za to, że tak niezwykle zajmująco przedstawili coś tak "prozaicznego". Nie wiem jak wygląda to w mandze, czy konstrukcja opowieści jest taka sama czy też ludzie z Production I.G działali całkowicie na własną rękę, ale mogę powiedzieć, że jak nie było to wyszło świetnie. Usagi drop mogę z czystym sercem polecić każdemu kto szuka lekkiej, zwyczajnej historii, która zwyczajność życia przedstawia w niezwykłym świetle.



Pozdrawiam,
Grizz


wtorek, 21 czerwca 2016

Bakemono- i Nisemonogatari - kocham ludzi z Shafta.


Jakieś sześć lat temu mój dobry kolega polecił mi Bakemonogatari. Te jego ochy i achy nad tym animu nie miały końca. Nie spotkałem się wcześniej z taką reakcją na inne anime jakie by oglądał więc pomyślałem, że nie może to być nieuzasadnione. Postanowiłem obejrzeć. Wyłączyłem to po pierwszych trzydziestu sekundach i nie odważyłem się znów spróbować przez te kilka lat. I dobrze. Musiałem dojrzeć do obejrzenia tego niezwykle infantylnego, ale jakże świetnego anime.

Ale dzisiaj wyjątkowo niewiele ;)
Długo opierałem się przez ponowną próbą przebrnięcia przez Bakemonogatari i miałem duże wątpliwości czy będę w stanie je obejrzeć, a co dopiero zabrać się za kolejne sezony. Bakemono pochłonąłem momentalnie, a do zrobienia sobie przerwy przed obejrzeniem Nisemonogatari musiałem się zmusić. Nieco zasmucił mnie fakt, że Nisemono nie pociągnęło dalej jakości swojego poprzednika, dlatego też postanowiłem podzielić ten tekst na części mimo iż Nisemono jest niejako dopełnieniem Bakemonogatari.


Bakemonogatari

Koyomi Araragi to uczeń liceum, który jakiś czas przed wydarzeniami przedstawionymi w anime ze względu na pojawienie się w nieodpowiednim miejscu i czasie stał się wampirem. Nie mógł się oczywiście domyślać, że to wydarzenie oraz pomoc niejakiego Meme Oshino, który pomógł mu pozbyć się wampiryzmu będzie początkiem serii niezwykłych wydarzeń.

Pewnego dnia, będąc w szkole ratuje przed upadkiem(zapewne śmiertelnym) dziewczynę, która wydaje się nic nie ważyć, a ta z wdzięczności grozi mu śmiercią.

Tak zaczyna się fabuła Bakemonogatari i grzechem by było więcej zdradzać bo jedną z najmocniejszych stron tej serii są historie weń przedstawione. Tak, historie - nie historia, bowiem to 15 odcinkowe anime przedstawia nam pięć różnych historii związanych z pięcioma różnymi osobami. Nie oznacza to jednak, ale Bakemono nie jest spójną całością - mimo iż mamy tutaj wyraźny podział to wydarzenia przedstawione wcześniej mają większy bądź mniejszy wpływ na wydarzenia, które poznamy później. Tak więc mamy tutaj historię Kraba Hitagi(Hitagi Senjougahara), Ślimaka Mayoi(Mayoi Hachikuji), Węża Sengoku(Nadeko Sengoku), Małpy Surugi(Suruga Kanbaru) oraz Kota Tsubasy(Tsubasa Hanekawa). Dziwnie brzmi, ale to ma sens, na prawdę.

Wspomniałem, że Bakemonogatari jest dziwną haremówką?
 Każda z tych historii skupia się na jakiegoś rodzaju nadprzyrodzonej aktywności(bóg, demon, klątwa itp.), a w każdej z nich bardzo ważną rolę odgrywa Koyomi, który wbrew zdrowemu rozsądkowi zawsze stara się pomóc. Nie czyni go to jednak główną postacią serii. Każda z tych pięciu części jest poniekąd osobną serią wydarzeń, która skupia się na konkretnej osobie, pokazuje przyczynę oraz skutek. Każda część ma własnego głównego bohatera i te pięć kawałków składa się na Bakemonogatari. Wspomniałem jednak wcześniej, że to anime pomimo podziału na oddzielne historie jest spójną całością co jest prawdą bo postacią, która to wszystko spaja w jedną całość jest nie kto inny jak Araragi. Myślę, że trafnym porównaniem będzie tutaj przykład książek Cyklu demonicznego autorstwa Petera V. Bretta gdzie wydarzenia w każdej z książek zostały podzielone tak, że mimo przeplatania się postaci, główny bohater pozostaje inny, właściwy dla danego fragmentu. Tutaj jest podobnie z tym, że nie ma zbyt wielu postaci, które mogą tak przemykać od jednej historii do drugiej, a to ze względu na konstrukcję świata przedstawionego.

Świat przedstawiony w każdej historii(jak i z resztą każda z historii) jest niebywale hermetyczny co jest jedną z cech, która czyni go niebywale osobliwy. W Bakemono nie zobaczymy zbyt wielu postaci poza tymi, które są istotne dla serii, a ta reszta, która czasem gdzieś tam jest jest przedstawiona w tak minimalistyczny sposób na jaki pozwala sytuacja. Początkowo, gdy zdałem sobie sprawę, że "coś mało tutaj ludzi" myślałem, że będzie mi to przeszkadzać, ale im dalej w las tym bardziej doceniłem ten zabieg. Świat jaki przyjdzie nam obserwować może wydać się bardzo abstrakcyjny, ale jest przez to spójny i konsekwentny, pasuje do całości. Ciężko to opisać - jest tutaj wszystko co znamy z naszego świata, ale przedziwnie skomponowane - wygląda to tak jakby ktoś w Shafcie powiedział "Róbcie co chcenie" i graficy całkowicie popuścili wodze wyobraźni i wstawili każdy element jaki tylko przyszedł im do głowy.
Nie da się jednym obrazkiem oddać specyfiki tego świata, ale wypadało coś dać. Więc dałem i nie, nie ma tu dziwnej perspektywy - znaki stoją jeden za drugim.
Mamy tego przejaw nie tylko w otaczającym bohaterów świecie, ale także w sposobie opowiadania samych historii - pełno mamy tutaj bowiem scen rodem z najdziwniejszych sennych majaków, gdzie pojawiają się dziwne, często niepokojące, całkowicie nie pasujące do anime elementy. Wiąże się to głównie ze wspomnieniami, retrospekcjami, ale również w zwykłych dialogach gdzie mieszają się przeróżne style, pojawiają nietypowe ujęcia czy "migające" scenki, które wydają się całkowicie wyrwane z kontekstu(i przez które kilkukrotnie przewijałem konkretne sceny bo wydawało mi się, że coś przeoczyłem). Efekt jest taki, że otaczający bohaterów świat wydaje się "płaski" i właściwie taki ma być - jest on tylko tłem, a tym co ma przykuwać uwagę widza są postaci i sytuacje z nimi związane.

Każdy z elementów budujących świat, to jak przedstawiane są wydarzenia, specyficzne, przerysowane zachowania występujących postaci wydają się całkowicie do siebie nie pasować, wydaje się, że brak tu jakiejkolwiek spójności i konsekwencji, ale przez to wszystko jest na swój abstrakcyjny sposób niebywale wręcz spójne i konsekwentne.

Można by długo rozpisywać się o tym jak wszystko zostało w tym anime pokazane, analizować konkretne fragmenty, dopatrywać się jakichś głębszych zamierzeń, wysnuwać teorię(mam taką jedną, którą być może kiedyś się podzielę), ale jakich słów by nie użyć to i tak każdy powinien doświadczyć tego indywidualnie.

Nisemonogatari

O Nisemono choćbym chciał to nie mogę wypowiedzieć się tak dobrze jak o Bakemono. Jest to niewątpliwie seria gorsza i o wiele prostsza. Zapewne największym problemem tego anime jest właśnie owa prostota.

W Nisemonogatari, podobnie jak w Bakemono mamy tutaj do czynienia z oddzielnymi historiami, które łączy postać Koyomiego. Niestety, mamy tutaj tylko dwie historie, które zostały zamknięte w 11 odcinkach,. Opowiadają o Pszczole Karen(Karen Araragi) oraz Feniksie Tsukihi(Tsukihi Araragi), a są one - jak łatwo się domyśleć - siostrami naszego byłego wampira.

Fire Sisters!!
To co najbardziej mi przeszkadza w tym anime to nie mniejsza ilość historii w stosunku do Bakemono, nie występujące postaci, ale to jak zostało to wszystko rozciągnięte. Te jedenaście odcinków, które zaserwował nam Shaft to zbyt wiele jak na te dwie opowieści, które są o wiele prostsze niż te pokazane w Bakemonogatari. Oglądając to anime czułem się jak na jakimś festiwalu wygłaszania cały czas tych samych kwestii, ale na innym tle. Właściwych historii dotyczących Ognistych Sióstr jest w sumie znikoma ilość, cała reszta to wygłaszanie przez nie i Koyomiego ciągle tych samych frazesów.

Zapewne był to zabieg celowy by pokazać, że to anime nie jest takie jak poprzednik, chciano pokazać niezależność tych wydarzeń pomimo iż jest to kontynuacja serii ich poprzedzającej. Widać to wszędzie - w sposobie opowiadania historii, zatartej między nimi granicy czy świecie jako takim. Świat mimo iż wciąż niecodzienny to jest bardziej spójny - i to nie w ten nietypowy sposób, ale tak zwyczajnie.

Zmianie uległa również postać Koyomiego, który został tutaj pokazany jako jakiś brudny perwers którego zachowanie "próbowano" niejako tłumaczyć, ale nietrudno zaobserwować, że Koyomi z Nisemono to nie do końca ten sam Koyomi co w Bakemono.

Odniosłem wrażenie, że twórcy chcieli zrobić coś bardziej standardowego niż ich poprzedni twór, ale chcieli zawrzeć też jakąś cząstkę jego specyfiki przez co wyszło takie nic - ani nic wyjątkowego, ani nic zwyczajnego. Mało udany eksperyment.

Albo i nie. Bardziej trafnym określeniem byłoby sprytny oszust. Niemniej, co bym nie myślał o tym anime to nie mogę powiedzieć, że zakończenie było rozczarowujące czy słabe - było świetne!



Kilka słów na koniec.

Pomimo wad Nisemonogatari muszę uznać obie serie za dobre, a Bakemonogatari wręcz świetną. Nie są oczywiście idealne i w obu są rzeczy, które mnie irytowały, ale patrząc na całokształt widać, że wszystko zostało dobrze przemyślane i nie ma tutaj elementów przypadkowych.

Specjalnie nie pisałem o muzyce bo tą kwestię można - o dziwo - potraktować zbiorczo. Muzyka jest specyficzna, dobrze dobrana, pasująca do konkretnych sytuacji. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że została ona wyraźniej zaakcentowana w Bakemonogatari, ale to już wyjątkowo osobiste odczucia. W obu seriach został zastosowany ciekawy zabieg zastosowania indywidualnych openingów do każdej z historii. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim i gdy po historii Senjougahary nadeszła kolej na opowieść o Mayoi i pojawił się nowy opening myślałem, że jest to po prostu część wydarzeń. Taki ze mnie mało domyślny typ.

Z czystym sercem mogę polecić obie serię tym, którzy lubią doświadczać interesujących rzeczy oraz nie są nadwrażliwi w stosunku do przerysowanego, może troszkę wyolbrzymionego ecchi i potrafią przymknąć na to oko bo tym na czym widz na prawdę powinien się skupić to opowiedziane historię i sposób w jaki zostało to zrobione. Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia - kim są obserwatorzy?


Pozdrawiam,
Grizz

niedziela, 12 czerwca 2016

Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo! - bycie nolifem może ci się przydać po śmierci


Mówi się, że śmierć nie jest wcale końcem. Po śmierci możemy przejść do innego, lepszego świata, który pozbawiony jest trosk, obaw, cierpienia.. A może jednak jest tak jak przedstawili nam to ludzie odpowiedzialni za stworzenie animu Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo!?


Na KonoSubę natrafiłem całkowicie przypadkiem przeklikując tytuły proponowanych anime na jednej ze stron udostępniających odcinki. Przeczytałem połowę opisu tego anime i stwierdziłem "ok, nada się żeby kiedyś oglądnąć" bowiem rysowało mi się to jako sztampowe anime akcji jak np. SAO czy Hataraku Moou-sama! Miałem kilka serii do nadrobienia więc zostawiłem sobie ten tytuł na później jako lekką odskocznię pomiędzy seriami z którymi wiązałem "większe nadzieje". Po oglądnięciu pierwszych odcinków cały obraz rysujący się w mojej głowie legł w gruzach. Po tym nauczyłem się czytać pełne opisy fabuły.


Życie Kazumy Satou, odludka kochającego gry, w skutek tragicznego wypadku zakończyło się o wiele za szybko… a przynajmniej powinno się zakończyć, ponieważ gdy chłopak otworzył oczy okazało się, że jednak nie umarł, a zamiast tego stoi przed nim piękna dziewczyna nazywająca siebie boginią. Proponuje mu ona podróż do innego świata, ale jest warunek: jeśli na to przystanie, będzie mógł zabrać ze sobą tylko jedną rzecz. „Zgoda, w takim razie zabiorę ciebie”, odpowiada Kazuma.Tak zaczyna się niesamowita przygoda odrodzonego Satou, której celem jest pokonanie wielkiego Króla Demona

Jak się okazuje nic nie jest takie jak mogłoby się wydawać. Kazuma i bogini(jak się okazuje ma na imię Aqua) po tym jak trafiają do innego świata są w niezbyt ciekawej sytuacji - bez jedzenia, pieniędzy czy dachu nad głową. Tutaj po raz pierwszy dowiadujemy się jakie zalety ma bycie nolifem spędzającym całe dnie przy komputerze i grającym w gry. Kazuma jako wielki entuzjasta gier RPG już po chwili znajduje rozwiązanie ich problemów.. A przynajmniej tak to wygląda bo zaraz na ich drodze pojawia się kolejny i kolejny i kolejny. Tak w kółko - właściwie całe to anime opiera się na tym, że gdy zdarza się coś co jest w stanie odmienić opłakaną sytuację bohaterów to okazuje się, że pojawia się przed nimi kolejna przeszkoda.

Życie bohatera nie jest łatwe i szybko okazuje się, że Kazuma biorąc ze sobą Aquę zamiast potężnego ekwipunku, wielkich magicznych mocy czy stosu złota popełnił ogromny błąd gdyż to głównie ona jest przyczyną ich niezbyt wesołej sytuacji. Muszą znaleźć pracę, śpią w stajni i nie mają szans z nawet bardzo słabymi "bestiami". Może być gorzej? Może gdyż niedługo potem spotykają potężnego, acz bezmyślnego i bardzo ograniczonego maga Megumin oraz całkowicie beznadziejnego - jeśli chodzi o kwestie bojowe - krzyżowca Darkness. Niby z ich pomocą zaczynają powoli stawać na nogi, ale.. Tutaj już polecam oglądnąć samemu

Tak właściwie to można by już tutaj skończyć pisać o tym anime bo ciężko jest cokolwiek więcej o nim powiedzieć. Jest to typowy komediowy średniak, który nie ma do zaoferowania nic poza trywialnym humorem, kilkoma ecchi momentami i niezbyt porywającą fabułą. Wszystko opiera się na głupkowatych żartach sytuacyjnych, głupim zachowaniu bohaterów i postawieniu w środku tego śmieszkowatego chaosu Kazumę - gościa, który jako jedyny potrafi ruszyć głową, choć bywa, że nie potrafi wyciągnąć wniosków z popełnionych przez siebie błędów.

Wspomniałem o momentach ecchi, ale ani nie ma sensu ni potrzeby się nad tym rozwodzić - ot wielkie, podskakujące piersi, wyuzdanie, podteksty. Jednak jest to dużo lepiej umiejscowione i przedstawione i po prostu bardziej pasuje niż np. w takim Gakusen Toshi Asterisk, o którym napiszę jak tylko skończę drugi sezon.

Kreska jest standardowa - ani to brzydkie, ani nie wzbudzało we mnie jakichś specjalnych odczuć. Muzyka pasowała do całości, ale też nie była niczym wyjątkowym, czymś co jakoś specjalnie zapadałoby w pamięć. Opening i ending też nie są niczym specjalnym - da się tego słuchać, ale nie zapadły mi w pamięć jak choćby te z Ano HI Mita Hana no Namae wo Bakutachi wa Mada Shiranai.

Jak widać, choćbym nie wiem jak się starał to nie jestem w stanie napisać czegokolwiek ponad to co napisałem. To animu to taki typowy, lekki, mało ambitny średniak, który jednak ogląda się niezwykle przyjemnie i na prawdę można się przy tym dobrze bawić. Spodobał mi się prosty, trywialny humor, postaci mimo iż totalne ofermy to nie irytowały. Może to dlatego, że tak jak w przypadku mojego ulubionego Onegai Teacher to anime jest świadome tego czym jest i nie stara się za wszelką cenę oszukać widza, ze jest czymś więcej.


Pozdrawiam,
Grizz


A na koniec opening i ending :)


sobota, 4 czerwca 2016

Hai to Gensou no Grimgar - kolejne dobre anime (nie)o MMO


Nie śledzę sezonowych nowości zatem nie mam pojęcia jak wygląda to teraz, ale przeglądając internety odniosłem wrażenie, że uspokoiła się ta nagła moda na animu osadzonym w MMO. No i bardzo dobrze, bo mimo iż MMORpg to jeden z moich ulubionych gatunków gier komputerowych tak kolejne kreskówki o nolifowych dzieciakach(i nie tylko) uwięzionych w VR zaczęły mnie nużyć.

Nie mówię oczywiście, że wszystko jest złe - np. Log Horizon to bardzo dobre anime, ale po dwu sezonach bardzo słabego Sword Art Online i mocno średnim Overlordzie nie miałem ochoty zagłębiać się w ten temat, a wiem, że istnieje przynajmniej kilka potencjalnie dobrych anime, których akcja rozgrywa się w VR. Niestety miałka papka jaką nam zaserwowano pod postacią choćby SAO skutecznie mnie odstraszyła.

Zahaczyłem również o animu, które muśnięciem delikatnym niczym skrzydło motyla nawiązują niejako do tematyki MMO i muszę przyznać, że znacznie przyjemniej oglądało mi się np. No game no life, Mondaiji-tachi ga Isekai kara Kuru Sou Desu yo? czy Btooom!

Łatwo można się zatem domyśleć, że niezbyt entuzjastycznie podszedłem do Grimgara. Właściwie jedyną rzeczą jaka mnie przekonała do obejrzenia tego anime były słowa jednego z prezenterów Radia Aoi, który to stwierdził, że mimo iż jest to anime w grze to nie odczuwa się tego. Stwierdziłem, że w sumie to czemu by nie obejrzeć - gdyby mi się nie spodobało to miałbym przynajmniej na co pluć żółcią. Obejrzałem zatem i.. Hai to Gensou no Grimgar stało się jednym z moich ulubionych anime.
Ale, ale.. o czym to w ogóle jest? Anime opowiada o grupce ludzi, którzy nagle obudzili się w ciemnym pomieszczeniu, a gdy je opuścili to okazało się, że nie pamiętają kim właściwie są, jaka jest ich przeszłość, gdzie są, skąd przybyli i co właściwie powinni ze sobą zrobić. Niedługo potem dowiadują się, że ich głównym celem jest przetrwać. Oczywiści co silniejsi i bardziej ogarnięci zgadali się ze sobą(i szybko odnaleźli się w nowych okolicznościach), a ci którzy pozostali - no cóż, oni są naszymi głównymi bohaterami.

SAO, LH czy Overlord przyzwyczaiło nas, że protagoniści to zazwyczaj ci ogarnięci, ci którzy potrafią sobie w takim świeci poradzić - Kirito czy Shiroe byli dobrymi graczami, znali zasady panujące w świecie w którym się znaleźli. W Grimgarze jest całkiem inaczej. Poznajemy grupkę młodych ludzi, którzy nie wiedzą co ze sobą zrobić i połączyli się w grupę z myślą, że "może to jakoś będzie". Czas pokazał, że to "jakoś" nie jest zbyt optymistyczne.

Grupa bohaterów składa się początkowo z Manato, który pełni rolę lidera, spokojnego, lubiącego rzeźbić Moguzo, porywczego i głupkowatego Ranty, otwartą i pełną entuzjazmu Yume, nieśmiałą i cichą Shihoru oraz spokojnego, opanowanego Haruhiro, który pełni również rolę narratora tej historii. Ci młodzi ludzie nie mają łatwo - całkowicie sobie nie radzą, są zagubieni, boją się. nie potrafią nawet zabić najsłabszego potwora jakim jest goblin. Jest to jedna z rzeczy, która definiuje wyjątkowość tego anime - bohaterowie uważają ten świat za świat. Nie widzą tutaj gry(bo i nie wiedzą o tym), a normalny świat. Mają opory przed zabijaniem bo wiedzą, że gobliny czują, że się boją, że walczą o życie. Nie mamy tutaj mobów, ale żyjące stworzenia, które czyją wolę przetrwania.

W końcu nasza grupka zaczyna jakoś powoli stawać na nogi i gdy zaczynają widzieć promyk nadziei na lepsze jutro ich lider ginie co doprowadza ich do rozpaczy, nie wiedzą co dalej, co powinni robić, stracili tego, który trzymał ich razem. Łatwo się domyśleć, że miało to znaczący wpływ na relacje grupie. Potem pojawia się Mary czyli osoba, która całkiem nieświadomie swoim zachowaniem i stosunkiem do reszty odbudowuje pewną osobliwą więź łączącą naszych bohaterów.

Mimo iż umarł, Manato ciągle był obecny.



Może wystarczy tyle o fabule. Przejdźmy do ogółów. Mimo iż nie jest to typowe anime o MMO to czuć tutaj wyraźnie aluzje, które uświadamiają nam, że nie jest to zwykły świat fantasy jak np. jest to w Zero no Tsukaima - mamy tutaj "system" profesji i umiejętności - Mamy tanków, healerów, casterów, typowych dpsów posiadających unikatowe zdolności. Nie obyło się również bez systemu lootu z pokonanych potworów czy matsów do craftingu. Mimo iż jest to obecne to nie pełni tutaj znaczącej roli, a to dlatego, że tak na prawdę jest to anime obyczajowe. Bohaterów w pewnym momencie przestaje interesować gdzie i dlaczego są(mimo iż są świadomi, że nie należeli wcześniej do tego świata), a zaczynają po prostu tutaj żyć. Historia przedstawiona w Grimgarze to opowieść o losach grupki ludzi starających się po prostu żyć(co jest podobne trochę do Log Horizon). Jest to główna rzecz, która urzekła mnie w tym anime - prozaiczność całej rzeczywistości. I hej! Nie ma tutaj mighty questa ;)

Hai to Gensou no Grimgar jest jednym z nielicznych anime przy których oglądaniu nie miałem nawet najmniejszej ochoty przewijać openingu i endingu. Zdarzają się anime gdzie opening na tyle mi się podoba, że przesłuchuję przez całą serię od początku do końca, ale bardzo rzadko wytrzymuję z endingiem więcej niż raz. Ogólnie ścieżka dźwiękowa jest ładna choć nie porywa jakoś wybitnie - ot, pasuje do całości.

Na uwagę na pewno zasługuje oprawa graficzna i nie mówię tutaj o kresce postaci czy rzeczy na pierwszym planie, ale chodzi mi głównie tła, które niezwykle prostą, ale urzekającą estetyką sprawiały, że niekiedy zatrzymywałem odcinek po to tylko by na nie popatrzeć. Coś takiego nie zdarzyło mi się nigdy przedtem. Nie wiem dlaczego, ale tła wybitnie mi się podobają.

Ładne, prawda?
Wypadałoby wspomnieć nieco więcej o postaciach i ich relacjach, ale nie mógłbym zrobić tego nie zdradzając więcej z fabuły, a na prawdę nie chcę tego robić. Nigdy nie byłem jakimś wielkim przeciwnikiem spoilerów, nigdy też mi nie przeszkadzały, ale uważam, że to anime należy do grupki niewielu gdzie nadmierne zdradzanie fabuły byłoby profanacją. Wspomnę tylko, że żadna postać z naszej grupki nie jest nijaka, a i niektóre postaci drugoplanowe mają w sobie coś interesującego.

 No i to by było na tyle. Zachęcam do obejrzenia tego anime, bo na prawdę warto. Na koniec podlinkuję jeszcze opening i ending.

Pozdrawiam,
Grizz.