wtorek, 10 października 2017

Spętani przeszłością. Krótko o Koe no kotachi.

2016 był bardzo szczodrym rokiem dla entuzjastów anime. Nie dość, że obrodziło wieloma seriami, które społeczność bardzo ciepło przyjęła, to w dodatku na gruncie filmów pełnometrażowych otrzymaliśmy przynajmniej dwie świetne produkcje. Jedną z nich, czyli Kimi no na wa, miałem przyjemność ugościć na tym blogu. Druga nie odbiła się tak szerokim echem poza kręgami fandomu, a powinna bowiem jest ona produkcją - w moim osobistym odczuciu oczywiście - o wiele ważniejszą.


O ile Kimi było produkcją bardzo dobrze przemyślaną i zrealizowaną o tyle brak mi w niej głębi, czegoś co skłoniłoby widza do przemyśleń. Koe no kotachi skutecznie wypełniło tą lukę w mojej umęczonej duszy.

Akcja filmu rozpoczyna się gdy bohaterowie uczęszczają do szkoły podstawowej. Do klasy dołącza nowa uczennica Shouko Nishimiya, która jest osobą niesłyszącą. Niemal natychmiast staje się celem klasowego łobuza Shouya Ishidy. Jak łatwo się domyśleć jej szkolne życie nie należało do najłatwiejszych i mimo usilnych starań by dopasować się do reszty została skutecznie wyalienowana. Po serii nieprzyjemnych zdarzeń Nishimiya zmienia szkołę, a cała wina zostaje zrzucona na Ishidę - nawet przyjaciele odwracają się od niego obarczając do pełnią odpowiedzialności za cierpienia Shouko mimo iż ich bierność też miała na wszystko znaczący wpływ.

Odtrącony chłopiec dorasta pokutując samotnością. Akcja przenosi się do czasów liceum kiedy to znów spotykamy Ishidę - dojrzałego i świadomego swego swych błędów - domykającego pewne sprawy. Spotykamy go w dniu, w którym postanowił zebrać się na odwagę by przeprosić Nishimiyę(nauczył się w tym celu języka migowego) za swe grzechy. Ma to być kulminacyjny moment jego życia, moment do którego dojrzewał wiele lat.

W tym miejscu zakończyłaby się spora część filmów czy seriali. Mamy grzech, pokutę i rozgrzeszenie. Byłem zaskoczony, że film zleciał tak szybko, aż zobaczyłem, że pozostała mi ponad godzina seansu. Cóż jeszcze było do pokazania? Sporo.

Tutaj zaczyna się strefa spoilerów, więc jeśli nie oglądałeś/oglądałaś tego filmu to polecam nie czytać dalej. Serio. Obejrzyj film i wróć jeśli chcesz, ale nie czytaj tego teraz.


Te około 40 minut filmy było właściwie tylko wstępem do właściwej treści. Rzecz nie tyczy się samego grzechu jako takiego, ale tego co on spowodował, co zniszczył i co zbudował. Cała historia z podstawówki największe piętno odcisnęła oczywiście na dwójce głównych bohaterów, ale nie tylko. Każda postać, która brała większy bądź mniejszy udział w wydarzeniach sprzed lat dotknął ten sam problem - zostali zniewoleni przez przeszłość. Każdy miał oczywiście swoją wizję tego co się działo i jak to właściwie wyglądało.

Ishida cały czas przeżywa efekt swoich działań. Nie chodzi bynajmniej o sam efekt odrzucenia bo dzięki temu zrozumiał swoje błędy. Najbardziej cierpi dlatego, że uświadomił sobie jak destrukcyjny wpływ miał na cudze życie. Z biegiem czasu rozumie, że jedyne czego Nishimiya chciała to być akceptowaną w nowym otoczeniu, że usilnie starała się by być traktowana normalnie, a on jej brutalnie to odebrał. Nie chodzi o jego komfort, ale o to, że odebrał go komuś kto w żaden sposób na to nie zasłużył. Co ważne w pewnym momencie dowiadujemy się, że Nihimiya czuje się tak samo, uważa, że to przez nią życie Ishidy potoczyło się takimi torami, ale o tym za chwilę.


Jest pewna kwestia, która wywarła na mnie największy wpływ podczas seansu. Bardzo dobrze pokazano samobójców.

Po timeskipie poznajemy Ishidę domykającego swoje życie. Moment przeproszenia dziewczyny miał wszystkiego dopełnić, miało być ostatnią sprawą do załatwienia w jego życiu. Po tym wydarzeniu był gotów się zabić. Chciał skoczyć z mostu. 
Mamy tutaj nieco stereotypowy, ale niemniej dokładny, jeden z profili samobójców. Człowiek kończy co warte zakończenia, zostawia list bądź inną wiadomość i odbiera sobie życie. Taki obraz zazwyczaj mamy przed oczami jeśli słyszymy hasło "samobójca", taki obraz wykreowały w nas media i takim schematem chcąc nie chcąc podążamy. Czy dojdzie do odebrania sobie życia czy nie jest już inną kwestią, ale przedstawienie tego w taki sposób jest w tym anime bardzo ważne by wzmocnić efekt poznania drugiego "schematu".

Wspomniałem, że Nishimiya uważała, że swoją osobą, pojawieniem się w klasie Ishidy zniszczyła jego życie. W końcu gdyby jej nie było reszta nie odwróciłaby się od chłopca, prawda? Oczywiście, że jest to bzdurne myślenie, ale bywa, że tak właśnie ludzie myślą. Zbyt wiele pozornie błahych rzeczy wyolbrzymiamy do rangi dramatu. Tak właśnie jest w przypadku tej dziewczyny, która była tak czysta i niewinna, że widziała swoją winę tam gdzie jej nie było.. i to ją niszczyło. W jej przypadku było jednak inaczej niż w przypadku Ishidy, ona trzymała wszystko w sobie. Nie dawała znaków, nie mówiła o tym. Na co dzień wesoła, zwykła(pomimo dysfunkcji) nastolatka kryła w sobie mrok, który ją pożerał. Nikomu nic nie mówiła bo nie chciała nikogo martwić, to przecież jej grzechy, nie chciała znów nikomu niszczyć życia, chciała by każda bliska jej osoba mogła cieszyć się swoim życiem, by nie musiała się o nią martwić. Dlatego postanowiła zabić się w ciszy i samotności. 

Doceniłem, że kwestię samobójstwa potraktowano tak dokładnie i pomimo błahości bodźców skłaniających do odebrania sobie życia, nie potraktowano całości problemu jako czegoś mającego wzbudzić w widzu "feelsy". Cieszę się, że tak dobrze pokazano "cichego samobójcę" - człowieka, którego możemy widzieć każdego dnia, który może radośnie się śmiać, który zawsze wyglądał nam na wiecznie szczęśliwego, człowieka, który za maską uśmiechu jest zniszczony, który tak jak bohaterowie tego anime jest opętany przez przeszłość i nie potrafi zerwać łańcuchów, które go niewolą. 

Kwestia działania takich osób to materiał na dłuższy wywód, a ma być to krótki tekst o bardzo dobrym filmie. 


Audiowizualnie jest poprawnie. Kreska jest ładna i dokładna, a muzyka jest i dobrze komponuje się z całością. Podobnie jak w przypadku Kimi no na wa ten film broni się treścią samą w sobie, a nawet robi to dużo lepiej, ale to już kwestia scenariusza.

Słowa uznania niezaprzeczalnie należą się Saori Hayami podkładającej głos pod postać Nishimiyi. Świetnie oddała to jak próbują mówić osoby niesłyszące. Zawsze doceniam aktorów głosowych potrafiących dostosować się do roli, oddać emocje, ale czegoś takiego jak w tym przypadku jeszcze nie słyszałem.

Kończąc dodam, że mam nadzieję iż ten film nie tylko poszerzy ludzką świadomość na temat samobójstwa, ale również pomoże wielu tym, którzy się z tym borykają zrzucić niewolące ich pęta i ruszyć dalej tak jak udało się to bohaterom filmu. Nie będzie oczywiście łatwo, ale gra jest warta świeczki.

Zapomniałem wspomnieć o jednej sprawie. Można by zadać pytanie dlaczego niepełnosprawną dziewczynkę umieszczono w klasie ze zdrowymi dziećmi. Według mnie ma to rolę symboliczną i ma za zadanie ukazać problem wyalienowania ze społeczeństwa ludzi niepełnosprawnych. Jest wielu, który starają się żyć normalnie, którzy mimo niebanalnych problemów chcą być traktowani jak normalni ludzie, ale społeczeństwo zamiast widzieć to co mają, widzi to czego nie mają. Społeczeństwo ludzi "idealnych" boi się "wybrakowanych" egzemplarzy i to anime stara się to pokazać. Może nowe pokolenia staną się bardziej otwarte. Mam taką nadzieję.


Pozdrawiam,
Grizz.