sobota, 8 lutego 2014

Doctor Who - jak to było z Rose

UWAGA! W tekście mogą występować spojlery.. Albo i nie ;)



  
 Tak jak wcześniej zapowiadałem, oto jest tekst o "Doctorze Who", który nie jest o Doktorze. Niniejszy tekst traktuje o pierwszej partnerce Doktora z wznowionej serii, czyli o Rose Tyler. Dlaczego o niej? A jakoś tak, może dlatego, że spaja dziewiątego i dziesiątego Doktora przez co w końcu(po wielu latach) uświadomiłem sobie, że po inkarnacji nie stracił świadomości poprzedniego wcielenia. Serio, jako młody dzieciak gdy po raz pierwszy zobaczyłem przemianę to stwierdziłem, że Doktor zmienił się całkowicie i nie pamięta swego poprzedniego wcielenia. Uprzedzam, że tekst piszę po oglądnięciu zaledwie dwu sezonów "Doctora Who" więc proszę nie traktować mego tekstu jako profesjonalnej analizy postaci Rose.

Jeśli mamy już słowo wstępu to zapraszam to lektury.



Sezon 1: Rose i Dziewiąty Doktor(Christopher Eccleston)

 
 Rose Tyler poznajemy już na samym początku. Jest to młoda(19 letnia) dziewczyna pracująca w sklepie. W jednej chwili cały jej świat staje na głowie to spotkaniu jednego.. kosmity. Gdy musiała zostać dłużej w pracy zostaje zaatakowana przez żywe manekiny. Tak, żywe manekiny. Zostaje uratowana oczywiście przez Doktora, który pomaga jej uciec, mówi żeby wracała do domu i zostawia ją samą sobie. I co robi nasza blondynka(wspominałem, że jest blondynką?).. Oczywiście wraca do domu.. Z ręką manekina w ręku O_o I tu przejawia się "geniusz" owej postaci. Czy wy, gdybyście zostali zaatakowani przez żywego manekina, który próbował was zabić zabralibyście jego rękę ze sobą do domu? Już na starcie dowiadujemy się, że Rose do wybitnych osób nie należy co potwierdzają kolejne epizody. Ale nie uprzedzajmy faktów. Po całej, szczęśliwie zakończonej przygodzie z Żywym Plastikiem, Doktor proponuje Rose, aby ta wyruszyła z nim w podróż jego statkiem TARDIS. Zatrzymajmy się tutaj na chwilę. Potrafię zrozumieć, że czuła wdzięczność dlatego, że Doktor jej pomógł i w ogóle(choć kilkakrotnie w ciągu tego odcinka chciała się go pozbyć, ale łaziła za nim), że niebezpieczeństwo zbliża do siebie ludzi, ale popatrzmy na to z boku - kilkudziesięcioletni facet(przynajmniej na takiego wygląda), którego nie zna, który pojawił się znikąd, który ma dziwne powiązania z czymś totalnie nierealnym co się normalnemu człowiekowi nigdy by nie przyszło do głowy, proponuje jej wspólną podróż kosmiczną budką.. A ona się zgadza. Oczywiście dowiadujemy się potem jakie miała motywy, ale na początku wygląda to jak skrajna głupota. Ale dzięki tej głupocie możemy dobrze bawić się oglądając kolejne epizody wspólnych przygód tej dwójki. A przygody te nie wyglądałyby tak gdyby nie Rose właśnie. Nie chcę tutaj pisać jaka to wspaniała postać bo taką nie jest. Większość dziwnych sytuacji nie miałoby miejsca gdyby ta fajtłapa nie wpadała za każdym razem w kłopoty. Nie jest tak oczywiście zawsze i w bodajże wszystkich epizodach wszystko toczy się tak by usprawiedliwić bohaterkę, ale faktem jest, że ta jej tendencja do pakowania się w kłopoty napędza pierwszy sezon. Od początku do właściwie końca tego sezonu nasza bohaterka ściąga na siebie i na Doktora kłopoty, jest nieprzydatna, a Doktorek zawsze ratuje ją z opresji(choć wygląda na to, że dobrze się przy tym bawi). Można określić to jako wadę, ale ja tak nie sądzę(ale o tym na końcu). Jeśli tak jak ja straciliście wszelką nadzieję, że Rose zrobi coś pożytecznego to zapewne tak jak i mnie miło zaskoczyła was końcówka sezonu gdzie to w końcu ona pomogła Doktorowi, a nie na odwrót.


Napisałem, że Rose Tyler poznajemy na początku, że to fajtłapa, która ciągle wplątuje się w kłopoty, i że Doktor to jej wieczny wybawca. Może napiszę teraz co nieco na temat relacji Rose z Doktorkiem. Chyba wszyscy dobrze wiemy do czego to od początku zmierzało, ale te ich zagmatwane relacje były prawie na poziomie "Mody na sukces". Na początku możemy pomyśleć, że Doktor proponuje jej wspólne podróże ze względu na to, że jest strasznie samotny i w końcu znalazł się ktoś kto potrafi wykrzesać z siebie trochę odwagi(mimo iż ta osoba to właściwie kula u nogi). Można też pomyśleć, że dygnęło coś w serduszkach Doktora, ale pewność co do tego uzyskujemy dopiero na koniec drugiego sezonu. A jak to wygląda z perspektywy Rose? Ich podróż miała dla niej właściwie jeden cel, chciała wykorzystać Doktora. Ale jak mamy okazję obserwować między tą dwójka zaczyna coś się rodzić choć żadne nie chciało się od tego przyznać i musieliśmy na to czekać 27 epizodów ;) Możemy zobaczyć jak Rose wraz z tym rodzącym się uczuciem dojrzewa. Na upartego można powiedzieć, że wyglądają jak para dobrych przyjaciół, ale nie oszukujmy się - każdy wiedział jak się to skończy. Rose oczywiście bardzo przywiązała się do Doktora czego dowodem jest choćby to, że wróciła do protagonisty gdy prawie pewnym było, że przy tym zginie, albo to jaki stosunek miała do "nowego" Doktora.



Sezon 2: Rose i Dziesiąty Doktor(David Tennant)

 
W drugim sezonie następuje swego rodzaju przełom. Nie jest to może nie wiadomo jaki przełom, ale niewątpliwie następuje. Co jest tym przełomem? W właściwie to następują  dwa przełomy.. Ale od początku. W tym sezonie Rose przestaje być tak wielką kulą u nogi i staje się.. mniejszą kulą u nogi. Wygląda to tak, że nadal wpada w kłopoty i ciągnie za sobą - już nowego - Doktora, ale jest również więcej sytuacji gdy jest pomocna, a nawet niekiedy podejmuje inicjatywę(z różnym skutkiem, ale "liczy się gest"). Na przestrzeni kolejnych 14 epizodów dostajemy miks fajtłapy(za dużo tego słowa używam) z osobą, która próbuje coś osiągnąć i zaczyna jej to wychodzić. To tyle jeśli chodzi o pierwszy przełom. Serio.. dużo się nie zmieniło, ale jakby nie patrzeć to co się dziwić - ten sezon to po prostu rozwinięcie sezonu pierwszego. 
 

Trochę więcej dzieje się za to w sferze uczuciowej. Już w odcinku specjalnym, który otwiera drugi sezon Rose wyraźnie daje do zrozumienia, że Doktor wiele dla niej znaczy, że nie jest już tylko przyjacielem, z którym chce przemierzać bezkres kosmosu. Przez kolejne epizody widać to coraz wyraźniej, aż wreszcie na samym końcu Rose otwarcie wyznaje Doktorowi miłość. Trzeba przyznać, że wiele przeszli i dziwne by było gdyby było takie ciach i koniec. "Dobra. Fajnie było, ale ja to już bym się ustatkowała. Narka." - potrafi sobie ktoś wyobrazić taką scenę? W sumie to zabawnie by było coś takiego zobaczyć. Chociaż krążą legendy jakoby na koniec czwartego sezony miało nastąpić takie "ciach". Ale o tym przekonam się za jakiś czas. Lubię oglądać spokojnie, powoli, delektując się poczynaniami ekscentrycznego Doktora - a jest czym się delektować. Wracając do Rose. Można uznać, że w tym sezonie rozkwitła, i może nie wyzbyła się swej fajtłapowatej natury, ale widać zmianę jaka w niej nastąpił. Co nie zmienia faktu, że momentami poziom głupoty przekraczał wszelkie normy i chciałem, żeby Doktor wywiózł ją na jakąś niezamieszkałą planetę i zostawił ją tam przynajmniej na jakiś czas. Czy ja się zachwycam tą postacią? Absolutnie nie, ale mam powody dlaczego piszę pozytywne rzeczy o tej osóbce(ale o tym na końcu). Możecie mi wierzyć, albo nie, ale wiem co piszę - ja należę do tych, którzy gdy spodoba im się jakiś świat to "wchodzą" w niego i następuje coś w rodzaju empatii.



Słowo końcowe

Na zakończenie opiszę krótko kwestię dlaczego to piszę tyle pozytywów o Rose Tyler w czasie gdy spora liczba fanów "Doctora Who" potępia tą postać, nie lubi jej czy wręcz nie może jej znieść. O co chodzi? A chodzi o to, że Rose to czynnik ludzki w całym tym kosmicznym świecie. Popatrzcie - mamy genialnego Doktora, który wie więcej niż ktokolwiek i mało jest stworzeń, które mogą go przewyższyć czy chociażby dorównać wiedzą i intelektem. Ten Doktor to postać, która znajduje rozwiązanie z każdej, nawet kryzysowej sytuacji. Jest przy tym ekscentryczny czym potęguje wrażenie, że patrzymy na największego z geniuszy. Po prostu nadczłowiek(choć nawet człowiekiem nie jest). I jest u jego boku taka Rose - taka zwykła, najzwyklejsza osoba, która dodaje szczypty realizmy, zwykłego ludzkiego myślenia i coś co można określić jako powiązanie naszego zwykłego szarego świata z kolorowym, pełnym przygód światem Doktora. Nie musimy się identyfikować z tą młoda niewiastą, a nawet jest o to bardzo trudno(o ile to możliwe), ale nie zmienia to faktu, że taki ludzki czynnik dodaje tego czegoś dzięki czemu czułem, że jakąś wyjątkowość tego serialu. Może i za bardzo się zachwycam, ale jest w tym serialu coś co mnie ujęło i fragmentem tego czegoś jest Rose - może to, że nie jest idealna, że jest przeciwieństwem Doktora, że jest zwykłem człowiekiem..


Zobaczymy jak to wszystko potoczy się dalej w kolejnych sezonach. Jestem ciekaw jak wypadną kolejni towarzysze Doktora. Jednego jestem pewien - serial będę oglądał do końca. Wiem, że obejrzałem dopiero dwa sezony, ale mam prawie pewność, że kolejne mnie nie zawiodą, a wręcz wciągną jeszcze bardziej.



***



To już koniec tego tekstu. Mam nadzieję, że w końcu znajdę motywację by pisać w miarę na bieżąco. Czy pojawi się coś jeszcze o "Doctorze Who"? Oczywiście. Nie wiem jak to będzie wyglądać, ale przewiduję, że kolejny wpis o tym zacnym serialu pojawi się, albo po obejrzeniu trzeciego, albo po obejrzeniu trzeciego i czwartego sezonu.
Co do samych Doktorów i aktorów ich grających pojawi się tekst gdy tylko emisja serialu zakończy się definitywnie. Mam nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko ;)

Dziękuję bardzo za przeczytanie mojego tekstu. Wiem, że jest daleki od doskonałości, ale mam nadzieję, że będę robił stałe postępy.


Pozdrawiam,

Grizz


PS.: Czy nie wydaje się wam, że Rose za dużo się przez te dwa sezony do wszystkich przytulała? :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz