poniedziałek, 25 lipca 2016

Guilty Crown - dlaczego? po co? jak?



Po obejrzeniu jednego z najlepszych anime jakie miałem niewątpliwą przyjemność oglądać, tj. Shigatsu wa Kimi no Uso chciałem sięgnąć po coś innego, lżejszego. Miałem ochotę na prostą fabularnie bijatykę. Sięgnąłem po Guilty Crown. Nie wymagałem wiele, nie oczekiwałem czegoś wybitnego. Nawet moje proste i niezwykle płytkie oczekiwania okazały się wygórowane.

Ale co tu właściwie spoilerować?

Dziesięć lat przed aktualnymi wydarzeniami na ziemię spadł dziwny kryształ, który okazał się źródłem wirusa, który zmieniał ludzi w kryształ. Po tragicznym wydarzeniu jakim było tzw. Lost Christmas, będącym gwałtownym atakiem owego wirusa Japonia stała się krajem przez ów wirus opanowanym. W pewnym momencie pojawia się organizacja, która wynalazła szczepionkę i dzięki swojemu PRowi przejęła władzę w kraju.

Aktualnie mamy rok 2039. Młody bodajże 17 letni młodzian zwący się Ouma Shu trafia na uciekającą dziewczynę, która jest notabene wokalistką popularnego w sieci zespołu Egoist. Dziewczyna ta nazywa się Yuzuriha Inori i okazuje się należeć do niezwykle tajemniczej organizacji, która jest tak tajemnicza, że wszyscy o niej wiedzą zwącej się Funeral Parlor(albo w innym tłumaczeniu Undertaker). Inori ucieka przed ludźmi z GHQ(to ta organizacja rządząca) gdyż jest w posiadaniu ampułki z czymś w rodzaju substancji, która wstrzyknięta daje człowiekowi niesamowitą moc wyciągania z ludzi(ale tylko ludzi do 17 roku życia) tzw. Voidów czyli fizycznej manifestacji serca(takiego w rozumieniu mentalnym). Jak nie trudno się domyślić Shu ratując Inori wchodzi w posiadanie tej mocy i zaczyna się piękna, romantyczna, pełna zapierających dech w piersi momentów przygoda nowego obrońcy sprawiedliwości.


Tak na prawdę to nie. Teraz zaczyna się komedia pomyłek. Shu pomimo oporów dołącza do organizacji do której należy Inori. Walczy z GHQ mimo swoich wątpliwości. W końcu zmienia zdanie i "uświadamia" sobie, że GHQ planuje coś złego, zakochuje się w Inori, chce i nie chce jednocześnie. To jeszcze nie jest najgorsze. Pierwsze 12 odcinków ma jeszcze jako taką ciągłość i minimalne ilości sensu i czegoś w rodzaju logiki. Mamy głównego bohatera - zbawcę, mesjasza czy coś, mamy złą i dobrą organizację, bohater udaremnia plany tej złej, mamy obiekt westchnień bohatera i tragiczną śmierć przyjaciela. Jeśli pominąć dziury fabularne, doczepianie wątków, które są właściwie zbędne(choć mają jakiś tam sens) to dostajemy mocno średnie anime akcji z supermocami.

Na tym etapie można się jeszcze pokusić o stwierdzenie, że jeszcze się to klei. O ile zazwyczaj uważam, ze 12 odcinków to bardzo mało bo mocno ogranicza to co mogą przedstawić twórcy i poza sytuacjami gdzie anime ma tylko zachęcić do sięgnięcia po mangę, albo ma wybadać odbiorców pod kątem kolejnych sezonów to w tym przypadku akurat tyle wystarcza. Prosta fabuła z prostymi postaciami, wszystko ukazane, więcej nie potrzeba. Jeśli tutaj anime by się skończyło to mógłbym śmiało powiedzieć, że nie było takie złe.

A dam taki obrazek bo czemu nie.

Twórcy jednak pomyśleli, że genialnym ruchem będzie pociągnąć to dalej. Ale wiecie co? Nie było. W tej drugiej części, której zarys fabularny pominę dostajemy rozchwianego emocjonalnie Shu, który najpierw chce być takim dobrym, ale potem stwierdza, że w sumie nie, ale potem jednak tak. Dostajemy też Inori z leciutko mroczniejszą stroną(to akurat jest w miarę ok) oraz kolejną, ogromną porcję bezsensownych, niemających żadnego sensu momentów, doklejanych na siłę sytuacji, idiotycznych zachowań. Ta "część" to taka mieszanka całkowicie nie pasujących do siebie elementów. próbowałem to sobie poukładać, zrozumieć, znaleźć połączenie pomiędzy wątkami, ale poddałem się. Nie ma żadnych połączeń - to wszystko działa na zasadzie "bo tak". Twórcy chcieli coś tak i dali.  Nie ma tutaj spójnej fabuły, jest za to zlepek czegoś. Nie rozumiem jak można spieprzyć coś tak prostego w założeniu.

Przez całe anime przewinęły się może z sześć postaci które mnie nie irytowały. Reszta postaci, albo miała całkowicie nielogiczne, irracjonalne zachowania, albo nagle, bez żadnych przesłanek całkowicie się zmieniały. Po raz drugi oglądając jakiekolwiek anime, miałem prawdziwą ochotę by główny bohater zginął. Niestety zginęła Inori. Może momentami była irytująca tym swoim ciągłym "Shu, Shu, Shu, Shu, Shu", ale nie była tak płynną postacią jak wybawca świata Ouma. Z dwojga złego już wolałbym by przeżyła kobieta.



Bardzo nieadekwatnym stwierdzeniem jest powiedzieć, że to anime jest płytkie. Nie, to anime nie ma dna i zapada się w otchłań głupoty i bezsensownie podjętych przez twórców decyzji.

Nie wszystko jednak jest takie złe. Graficznie nie jest źle - kreska i kolory są ok, walki wyglądają całkiem ładnie pomimo iż są strasznie krótkie(ale hej, ja ciągle czytam Fairy Tail więc krótkie walki nie są mi straszne), animacje tych wszystkich nadnaturalnych elementów też są całkiem porządnie wykonane.

Niewątpliwie najlepszą rzeczą jaka powstała w wyniku stworzenia tego potworka to zespół Egoist, który wyszedł poza ramy anime i działa do dzisiaj.

Czy mogę komuś polecić to anime? Stanowczo nie. Ani nie można tu uświadczyć ciekawej historii, ani zżyć się jakkolwiek z bohaterami, a dla samych scen akcji czy muzyki nie radziłbym po to sięgać. Już lepszym wyborem będzie oglądnąć jakieś AMVki, przesłuchać OST i zapoznać się z Egoistem na własną rękę.

Jeśli jednak już ktoś koniecznie chce to obejrzeć to radzę dać sobie spokój z próbami ogarnięcia tego rozumem, wyłączyć myślenie, nie zwracać uwagi na bzdurne dialogi, a już najlepiej przewijać spokojne momenty.

Kuriozalne jest jak bardzo spieprzono coś co można było zrobić dobrze. Zdarzyło mi się oglądać anime, które było bardzo podobne w założeniach i tam zostało wszystko poprowadzone tak, że bohaterowie byli ciekawi, fabuła intrygująca, świat barwny i efekt był więcej niż dobry. Dlaczego brak tutaj to nie wyszło? Jedyne co mi przychodzi do głowy to fakt, że scenarzysta musiał działać na własną rękę i nie miał żadnego materiału źródłowego(tak, jest to oryginalna seria studia Production I.G, które stworzyło na prawdę dobre serie).

Nie warto jednak nad tym dywagować. Anime jest po prostu słabe i można je śmiało postawić w jednym szeregu z takimi perełkami jak np. oba sezony Tokyo Ghoul.



Pozdrawiam,
Grizz.

0 komentarze:

Prześlij komentarz