poniedziałek, 25 lipca 2016

Guilty Crown - dlaczego? po co? jak?



Po obejrzeniu jednego z najlepszych anime jakie miałem niewątpliwą przyjemność oglądać, tj. Shigatsu wa Kimi no Uso chciałem sięgnąć po coś innego, lżejszego. Miałem ochotę na prostą fabularnie bijatykę. Sięgnąłem po Guilty Crown. Nie wymagałem wiele, nie oczekiwałem czegoś wybitnego. Nawet moje proste i niezwykle płytkie oczekiwania okazały się wygórowane.

Ale co tu właściwie spoilerować?

Dziesięć lat przed aktualnymi wydarzeniami na ziemię spadł dziwny kryształ, który okazał się źródłem wirusa, który zmieniał ludzi w kryształ. Po tragicznym wydarzeniu jakim było tzw. Lost Christmas, będącym gwałtownym atakiem owego wirusa Japonia stała się krajem przez ów wirus opanowanym. W pewnym momencie pojawia się organizacja, która wynalazła szczepionkę i dzięki swojemu PRowi przejęła władzę w kraju.

Aktualnie mamy rok 2039. Młody bodajże 17 letni młodzian zwący się Ouma Shu trafia na uciekającą dziewczynę, która jest notabene wokalistką popularnego w sieci zespołu Egoist. Dziewczyna ta nazywa się Yuzuriha Inori i okazuje się należeć do niezwykle tajemniczej organizacji, która jest tak tajemnicza, że wszyscy o niej wiedzą zwącej się Funeral Parlor(albo w innym tłumaczeniu Undertaker). Inori ucieka przed ludźmi z GHQ(to ta organizacja rządząca) gdyż jest w posiadaniu ampułki z czymś w rodzaju substancji, która wstrzyknięta daje człowiekowi niesamowitą moc wyciągania z ludzi(ale tylko ludzi do 17 roku życia) tzw. Voidów czyli fizycznej manifestacji serca(takiego w rozumieniu mentalnym). Jak nie trudno się domyślić Shu ratując Inori wchodzi w posiadanie tej mocy i zaczyna się piękna, romantyczna, pełna zapierających dech w piersi momentów przygoda nowego obrońcy sprawiedliwości.


Tak na prawdę to nie. Teraz zaczyna się komedia pomyłek. Shu pomimo oporów dołącza do organizacji do której należy Inori. Walczy z GHQ mimo swoich wątpliwości. W końcu zmienia zdanie i "uświadamia" sobie, że GHQ planuje coś złego, zakochuje się w Inori, chce i nie chce jednocześnie. To jeszcze nie jest najgorsze. Pierwsze 12 odcinków ma jeszcze jako taką ciągłość i minimalne ilości sensu i czegoś w rodzaju logiki. Mamy głównego bohatera - zbawcę, mesjasza czy coś, mamy złą i dobrą organizację, bohater udaremnia plany tej złej, mamy obiekt westchnień bohatera i tragiczną śmierć przyjaciela. Jeśli pominąć dziury fabularne, doczepianie wątków, które są właściwie zbędne(choć mają jakiś tam sens) to dostajemy mocno średnie anime akcji z supermocami.

Na tym etapie można się jeszcze pokusić o stwierdzenie, że jeszcze się to klei. O ile zazwyczaj uważam, ze 12 odcinków to bardzo mało bo mocno ogranicza to co mogą przedstawić twórcy i poza sytuacjami gdzie anime ma tylko zachęcić do sięgnięcia po mangę, albo ma wybadać odbiorców pod kątem kolejnych sezonów to w tym przypadku akurat tyle wystarcza. Prosta fabuła z prostymi postaciami, wszystko ukazane, więcej nie potrzeba. Jeśli tutaj anime by się skończyło to mógłbym śmiało powiedzieć, że nie było takie złe.

A dam taki obrazek bo czemu nie.

Twórcy jednak pomyśleli, że genialnym ruchem będzie pociągnąć to dalej. Ale wiecie co? Nie było. W tej drugiej części, której zarys fabularny pominę dostajemy rozchwianego emocjonalnie Shu, który najpierw chce być takim dobrym, ale potem stwierdza, że w sumie nie, ale potem jednak tak. Dostajemy też Inori z leciutko mroczniejszą stroną(to akurat jest w miarę ok) oraz kolejną, ogromną porcję bezsensownych, niemających żadnego sensu momentów, doklejanych na siłę sytuacji, idiotycznych zachowań. Ta "część" to taka mieszanka całkowicie nie pasujących do siebie elementów. próbowałem to sobie poukładać, zrozumieć, znaleźć połączenie pomiędzy wątkami, ale poddałem się. Nie ma żadnych połączeń - to wszystko działa na zasadzie "bo tak". Twórcy chcieli coś tak i dali.  Nie ma tutaj spójnej fabuły, jest za to zlepek czegoś. Nie rozumiem jak można spieprzyć coś tak prostego w założeniu.

Przez całe anime przewinęły się może z sześć postaci które mnie nie irytowały. Reszta postaci, albo miała całkowicie nielogiczne, irracjonalne zachowania, albo nagle, bez żadnych przesłanek całkowicie się zmieniały. Po raz drugi oglądając jakiekolwiek anime, miałem prawdziwą ochotę by główny bohater zginął. Niestety zginęła Inori. Może momentami była irytująca tym swoim ciągłym "Shu, Shu, Shu, Shu, Shu", ale nie była tak płynną postacią jak wybawca świata Ouma. Z dwojga złego już wolałbym by przeżyła kobieta.



Bardzo nieadekwatnym stwierdzeniem jest powiedzieć, że to anime jest płytkie. Nie, to anime nie ma dna i zapada się w otchłań głupoty i bezsensownie podjętych przez twórców decyzji.

Nie wszystko jednak jest takie złe. Graficznie nie jest źle - kreska i kolory są ok, walki wyglądają całkiem ładnie pomimo iż są strasznie krótkie(ale hej, ja ciągle czytam Fairy Tail więc krótkie walki nie są mi straszne), animacje tych wszystkich nadnaturalnych elementów też są całkiem porządnie wykonane.

Niewątpliwie najlepszą rzeczą jaka powstała w wyniku stworzenia tego potworka to zespół Egoist, który wyszedł poza ramy anime i działa do dzisiaj.

Czy mogę komuś polecić to anime? Stanowczo nie. Ani nie można tu uświadczyć ciekawej historii, ani zżyć się jakkolwiek z bohaterami, a dla samych scen akcji czy muzyki nie radziłbym po to sięgać. Już lepszym wyborem będzie oglądnąć jakieś AMVki, przesłuchać OST i zapoznać się z Egoistem na własną rękę.

Jeśli jednak już ktoś koniecznie chce to obejrzeć to radzę dać sobie spokój z próbami ogarnięcia tego rozumem, wyłączyć myślenie, nie zwracać uwagi na bzdurne dialogi, a już najlepiej przewijać spokojne momenty.

Kuriozalne jest jak bardzo spieprzono coś co można było zrobić dobrze. Zdarzyło mi się oglądać anime, które było bardzo podobne w założeniach i tam zostało wszystko poprowadzone tak, że bohaterowie byli ciekawi, fabuła intrygująca, świat barwny i efekt był więcej niż dobry. Dlaczego brak tutaj to nie wyszło? Jedyne co mi przychodzi do głowy to fakt, że scenarzysta musiał działać na własną rękę i nie miał żadnego materiału źródłowego(tak, jest to oryginalna seria studia Production I.G, które stworzyło na prawdę dobre serie).

Nie warto jednak nad tym dywagować. Anime jest po prostu słabe i można je śmiało postawić w jednym szeregu z takimi perełkami jak np. oba sezony Tokyo Ghoul.



Pozdrawiam,
Grizz.

środa, 20 lipca 2016

Durarararararararararararara!!



Niejedna osoba marzy by jej zwykłe, szare życie stało się czymś innym, ekscytującym. Inni marzą o tym by w końcu się unormowało, by mogli odetchnąć, chcieliby żyć normalnie. O takich właśnie ludziach opowiada anime Durarara!!. Niniejszy tekst jest oparty o anime, nie miałem styczności z light novel.


Pierwszoroczny licealista Ryuugamine Mikado kierowany chęcią urozmaicenia swojego prostego życia postanawia przyjeżdża do Ikebukuro gdzie mieszka jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa Masaomi Kida. W liceum do którego zaczyna uczęszczać poznaje Anri Sonoharę w której momentalnie się zakochuje, a potem całkowicie nieprzypadkowo wplątuje się w serię dziwnych wydarzeń.

Od lewej: Masaomi, Sonohara i Ryuugamine

Mimo iż Mikado jest nam przedstawiany jako główny bohater to nie zabiera całego czasu antenowego. Mamy tutaj ogromną jak na anime paletę postaci i każda jest na swój sposób istotna - począwszy od całkowicie "normalnych" ludzi, przez dzieciaka zakochanego w głowie, jego siostrę zakochaną w nim, typową prześladowczynię, niezbyt legalnie działającego lekarza, leciutko szurniętego "Informatora", nadludzko silnego gościa, który nienawidzi rzeczonego Informatora, demoniczny miecz po bezgłowego jeźdźca. Wymienianie każdej istotnej postaci z imienia mogłoby śmiało zająć połowę tego tekstu.

Fabuła ma strukturę "modularną" - każdy odcinek to fragment całej historii, którą poznajemy łącząc wątki z poszczególnych odcinków, a narratorem każdego odcinka jest inna postać z anime. Niekiedy bywa to konfundujące, ale jeśli zignoruje się chaotyczność opowieści to wszystko układa się w logiczną całość. Logiczną oczywiście w kontekście świata przedstawionego, który mimo iż jest wzorowany na realnym świecie to mnogość specyficznych osobowości sprawia, że całość wygląda niejako abstrakcyjnie. Nic tu jednak nie odstaje - czy to rzucający automatami z napojami, nadludzko silny Shizuo, niewiele ustępującemu mu w tym polu czarnoskórego rosjanina Simona czy bezgłowy jeździec imieniem Celty, która jest prawdziwym dullahanem. Wszystko, choćby absurdalnie dziwne na swój specyficzny, urokliwy sposób komponuje się i tworzy niepowtarzalny obraz, który wydaje się w pewnym stopniu zwyczajny.

Tak, to jest całkowicie randomowy obrazek, który ma tylko złamać ścianę tekstu :)

Jednym z największych atutów rzeczonej serii są postaci występujące oraz relacje między nimi. Obserwujemy nieśmiałego Mikado oraz Anri, którzy nieudolnie próbują zrozumieć swoje uczucia, Kidę, który w swój specyficzny sposób usiłuje tą dwójkę pchnąć ku sobie; przyjdzie nam również obserwować się rozkwitającą miłość pomiędzy "lekarzem z podziemia", a dullahanem jak i dwójkę dorosłych otaku, którzy żyją w swoim własnym świecie. Nie wypada nie wspomnieć o ciągłych "przepychankach" pomiędzy Shizuo, a Informatorem Izayą.

To ostanie miało dla mnie najwięcej uroku przez cały pierwszy sezon. Było w tym coś komicznego pomimo powagi sytuacji. Wyglądało to tak jakby pomimo mocnych słów ta dwójka tak naprawdę nie chciała się pozabijać i robili to co rozbili z czystej przyjemności(jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało).

Muszę przyznać, że spośród wszystkich bohaterów najbardziej zaintrygował mnie Izaya. Pierwszy sezon anime kreował go na nieco enigmatycznego acz nieprzewidywalnego człowieka lubującego obserwować z cienia wydarzenia toczące się w Ikebukuro. Okazuje się jednak bardzo niebezpieczną personą, która.. Może lepiej nie zdradzać wszystkiego.

Fantastyczny "duet"

Drugi sezon niestety zepsuł to co wykreowało Durarara!!. Durarara!!x2 pchnęło bowiem wszystko nie co głębiej, przez co klimat z lekkiego i całkiem zabawnego stał się widocznie cięższy. Spory coraz bardziej zaognione, bohaterowie powoli popadające coraz głębiej w skrajność. Widać to głównie na przykładzie Mikado, który z fajtłapowatej, ciekawej "drugiej strony" osoby staje się niewymownie irytującą, fajtłapowatą postacią będącą po "drugiej stronie", ale również konflikt pomiędzy Izają i Shizuo zaognia się do niemal śmiertelnego stopnia.

Nie mogło obyć się też bez nowych postaci, które są tutaj bardziej tajemnicze niż oryginalny zestaw co akurat jest dobre - lubię powoli i sukcesywnie poznawać motywy czy rolę konkretnej postaci. Odkrywanie od razu wszystkich kart może skutecznie zniszczyć przyjemność obcowania z nowymi bohaterami.

Oglądając Durarara!!x2 odniosłem wrażenie, że twórcy chcieli zrobić więcej i mocniej co im niewątpliwie wyszło, ale niekoniecznie wyszło to na dobre samemu anime. Nie zmienia to jednak faktu, że całość - pierwszy i drugi - sezon ogląda się przyjemnie. mamy tu dożo akcji, prostego, acz nie prostackiego humoru. Nie uświadczymy tutaj sytuacji chwytających za serce, ale to nie ten typ anime. Można by to przyrównać do filmów Marvela - tak jak one, Durarara!! ma dobrze zabawić widza. Niewątpliwie pomaga w tym prosta acz ładna kreska oraz przyjemny soundtrack, choć nie wiem czy ten drugi jest tak samo dobry sam w sobie. Myślę, że to ten typ muzyki, któremu musi towarzyszyć obraz.

Durarara!! i Durarara!!x2 można śmiało obejrzeć jeśli nie oczekuje się niczego więcej poza dobrą zabawą płynącą z seansu. Nie jest to anime wybitne, ale niewątpliwie bardzo dobre i warte spędzenia przy nim czasu.



Pozdrawiam,
Grizz

sobota, 9 lipca 2016

Angel Beats! - bardzo dobre anime ze słabą końcówką i dobrym zakończeniem



Długo wzbraniałem się przed napisaniem o tym animu. Już na początku uprzedzam, że jest wielce prawdopodobnym, że będzie tutaj sporo spoilerów - ciężko uniknąć tego kiedy największą siłą tak krótkiego anime jest fabuła. Od razu nadmienię, że nie grałem w VN i cały tekst jest oparty na wrażeniach z anime i TYLKO anime.


Akcja anime zaczyna się gdy protagonista Yuzuru Otonashi budzi się całkowicie pozbawiony wspomnień, w obcym miejscu, które wygląda jak szkoła. Pierwszym co widzi to młoda dziewczyna celująca z karabinu do innej młodej dziewczyny po czym bez pardonu dostaje w twarz informacją, że jest martwy i musi dołączyć do SSS(Shinda Sekai Sensen) i walczyć z tą drugą, którą zwą Tenshi(z jp. Anioł) bo jeśli tego nie zrobi to zniknie. Zachował się tak jak zapewne zachowałby się każdy z nas - nie uwierzył, a przez ten brak wiary dostał od Tenshi ostrzem prosto w pierś i obudził się w szkolnym "szpitalu".

Po przebudzeniu poznaje Yuri Nakamurę(to ta pierwsza dziewczyna) i kilka innych osób z SSS, które wyjaśniają jak sprawy się mają. Cała ta szkoła to miejsce do którego trafiają po śmierci młodzi ludzie po to by przygotować się do reinkarnacji w czym ma pomóc prowadzenie normalnego szkolnego życia wśród iluzji ludzi zwanych NPC. SSS buntuje się przeciwko temu przez co prowadzą nieustanną walkę z przewodniczącą rady uczniowskiej - Tenshi.. Tak jakby, ale o tym później.



Na ten moment to tyle o fabule jako takiej gdyż nie chcę zbyt wiele zdradzać tym, którzy spoilerów boją się jak ognia. Przejdźmy do standardowych kwestii.

Graficznie jest standardowo jak na rok 2010. Mimo iż jest to już 6 letnie anime to nie postarzało się jakoś strasznie choć wyraźnie widać różnicę pomiędzy kreską dzisiaj, a wtedy, ale nie jest źle. Nie ma fajerwerków, ale nie odstrasza jak wiele innych anime, których nie oszczędził ząb czasu. Można by się kłócić czy kreska nie mogłaby być ciut lepsza, bardziej "złożona" gdyż jest kilka anime z tamtego okresu, które niewątpliwie wyglądały lepiej, ale nie ma sensu czepiać się czegoś co jest dobre. Jedyne co mnie w tej kwestii nieco boli to mała różnorodność lokacji, w których toczy się akcja Angel Beats!, ale to może być zabieg celowy ze względu na hermetyczność środowiska.

Shinda Sekai Sensen - bardzo wesoła gromadka :)
Członkowie SSS wyraźnie odcinają się na tle NPC. Każdy jest indywidualnością, nie ma dwóch takich samych postaci. Widać to doskonale gdy, którakolwiek z postaci dostaje choćby odrobinę czasu antenowego - to jak i co mówią, zachowania, stosunek do innych ludzi. Mimo iż są w jednej organizacji to nikt nie jest tutaj bezkrytyczny w stosunku do innych, nie stanowią masy, a zbieraninę jednostek świadomych siebie. Bardzo przyjemnie ogląda się wzajemne zażyłości, niechęci, walkę z własnymi uprzedzeniami względem innych gdy trzeba. W trakcie oglądania kolejnych odcinków straciłem poczucie, że oni przecież nie żyją, że walczą przecież o pozostanie sobą i miałem wrażenie, że obserwuję bandę młodych ludzi, którzy po prostu dobrze się bawią. Jednak pomimo tego co złego by między poszczególnymi osobami nie zaszło to każdy jest skłonny stanąć za drugim murem. 

Chciałbym pełen album od Girls Dead Monster

Soundtrack tej serii jest genialny. Nie jest tutaj tak jak w innych seriach, że tylko mi pasował. Tutaj wybijał się ponad wszystko. Jeśli miałbym podać jeden jedyny powód dlaczego to anime jest wybitnie warte obejrzenia, to ze względy na soundtrack. Nie ma chyba utworu, który po prostu by pasował, zlewał się z całością. Są anime, które mogłyby "działać" bez muzyki w tle, albo z kilkoma tylko utworami. Nie tutaj. Tutaj OST nie jest tylko tłem. Ośmielę się nawet stwierdzić, że jest jednym z głównych bohaterów. Nie ważne czy to piosenki Girls Dead Monster czy utwór dotyczący jakiejś postaci/sytuacji - każda melodia wybija się nadając całości wyjątkowego charakteru. Mamy tutaj utwory od lekko rockowych po spokojne, a nawet takie, które potrafił chwycić za serducho człowieka tak nieczułego jak ja. Jest to bez dwóch zdań najlepszy soundtrack jaki kiedykolwiek słyszałem w anime. Z resztą przekonajcie się sami - link do playlisty na youtube: klik.

Podsumowując - anime jest świetne. Są oczywiście pewne zgrzyty i nieco gorsze momenty, ale ciężko winić o to anime zamknięte w 13 odcinkach. Nie chciałem w tym tekście zbyt wiele zdradzać(dlatego taki krótki) bo uważam, że nie istnieje wiele anime, które tak jak Angel Beats! zasługują na obejrzenie. Mogę z czystym sercem i sumieniem polecić je każdemu. Bez wyjątków.

Tym akcentem zakończę w miarę bezspoilerową część tekstu. Jeśli nie oglądałeś anime, a zamierzasz to nie czytaj dalej. Serio. Jestem człowiekiem, który nie pluje się o spoilery, ale po obejrzeniu Angel Beats! wiem, że w tym przypadku spoilery są po prostu profanacją. Dziękuje za przeczytanie.



Pozdrawiam,
Grizz







SPOILER ALERT!

Niestety to anime nie jest idealne. Zacznę może od tego, że jeden z najważniejszych motywów czyli sens istnienia świata, w którym dziej się akcja został potraktowany nieco po macoszemu. Może wyjaśnię. Ten stan przejściowy pomiędzy śmiercią, a reinkarnacją jest po to, aby młodzi zmarli mogli pogodzić się z życiem jakim mieli(bo trafiają tu tylko ci, którzy nie potrafią zaakceptować życia jakie mieli - poza Yuzuru, Kanade(Tenshi) i Yuri). W tym świecie dostają też szansę na młodość jakiej nie mogli doświadczyć ze względu na swą śmierć. Pod koniec anime każdy - a przynajmniej takie wrażenie odnosi widz - godzi się na odrodzenie, dostrzega, że dopełniło się to co go trzymało w tym świecie po śmierci, jest w końcu w stanie zniknąć. W pewnym momencie  fabuły Yuzuru dostrzega jak właściwie sprawy tutaj wyglądają i postanawia z pomocą Kanade pomóc każdemu pogodzić się z życiem jakim miał i, że popchnie wszystkich w stronę odrodzenia. Niestety pokazane zostało to nam na zaledwie kilku przykładach. SSS to w gruncie rzeczy duża grupa i mimo, że poznajemy zaledwie wybranych jej członków to ta grupka zostaje jeszcze bardziej okrojona. Rozumiem, że pokazanie historii każdego wydłużyłoby anime - może byłoby to dobre, może nie - ale twórcy mogli pokusić się o coś więcej niż tych kilku wybranych. Boli mnie, że nie pokazano czegoś więcej o najbardziej enigmatycznej postaci czyli o TK, ale może to już urok tej postaci.

Kolejnym elementem, który nieco mnie zasmucił to często widziany w krótkich serial motyw - pod koniec akcja drastycznie przyspiesza. Nie jest to może jakoś wybitnie złe bo jednak mamy tutaj w jakiś sposób wyjaśnione co się dzieje(oglądałem anime gdzie akcja była szybka na zasadzie "bo tak"), ale wygląda to tak jakby w pewnym momencie twórcy przypomnieli sobie "hej, kończy nam się limit odcinków, pora to kończyć".

Teraz troszkę o dziurach fabularnych i przeinaczaniu faktów. Wyraźnie jest dawane widzowi do zrozumienia, że ci którzy się dostali do tego świata to ci, którzy nie pogodzili się z życiem jakim mieli, ale mamy tutaj trzy wyjątki - Otonashi, który stracił pamięć, Kanade, która musi zrobić coś i dlatego tu jest i najbardziej kuriozalny czyli Yuri. Yuri jest całkowitym zaprzeczeniem idei istnienia świata w którym się znajdują. Jest ona chyba jedyną osobą, która do początku do końca jest pogodzona z życiem jakim miała. Wiele sobie zarzucała, obwiniała się o śmierć rodzeństwa, ale była z tym pogodzona, żyła. To co ją trzymało po śmierci to właśnie to, że była do tego stopnia pogodzona z przeszłością, że nie dopuszczała możliwości by zapomniała o tym(po reinkarnacji jest się całkiem inną istotą - bo niekoniecznie odrodzisz się jako człowiek). Chciała pamiętać. Nie chciała dopuścić by to co się stało po prostu zniknęło, by przepadło.Nie chce stać się kimś innym. Nagle też przechodzi przemianę i postanawia się odrodzić. Niby fajnie, że mogła pójść dalej, ale troszkę brak tu konsekwencji. Nie zmienia to jednak faktu, że ta wyjątkowość Yuri na tle innych postaci przypadła mi do gustu.

Teraz może o Yuzuru. Gdy odzyskał wspomnienia powinien zniknąć, ale tak się nie dzieje. Dlaczego? Dlatego, że znalazł sobie cel by zostać - pomaganie innym pogodzić się z życiem jakie mieli. I teraz nagle możliwości pozostania w tej pośmiertnej szkole jest więcej. Nie jest to może złe, ale jednak jestem człowiekiem, który lubi konsekwencję w działaniu, a od plot twistów wymagam czegoś więcej.

Kanade i dziury fabularne. Gdy już wiemy, że jakiś cel pozwala utrzymać się w tym świecie to dowiadujemy się, że taki cel ma też Kadane i łączy się on bezpośrednio z postacią Otonashiego. Otonashi pod koniec swojego życia gdy już właściwie zdecydował się zostać dawcą organów, a jego serce trafiło do Kanade, która i tak w końcu umarła(ale nie to jest ważne). Yuzuru trafia do szkoły ewidentnie później niż Kanade, która umarła później, a jest tak mniej więcej tak długo(a prawdopodobnie dłużej) niż Yuri, która gdyby żyła(jest taka informacja w anime) "byłaby teraz babcią". Nie wiem jak jest w grze, ale nie da się nie dostrzec tutaj takiej dziury. Twórcy całkowicie zignorowali istnienie czegoś takiego jak czas. Oczywiście można stwierdzić, że nie trafia się do szkoły zaraz po śmierci, ale jest to straszliwie naciągane. Jednak stanowi to otwartą furtkę dla drugiego sezonu. Jeśli twórcy by się postarali to mogliby połączyć to, ze Otonashi pojawia się później niż Kanade z motywem człowieka, który stworzył Angel Player, ale musieliby zrobić to na prawdę sprytnie, żeby nie było czuć na kilometr zwykłym łataniem dziur w fabule.

Na koniec wspomnę jeszcze o końcówce i zakończeniu. Pominę wyżej wymienioną dziurę fabularną. Nie podobało mi się to wylewanie łez przez Otonashiego i ten jego egoizm. Nie wspominajmy, że trochę tak nagle zakochuje się w Kanade. Powinien cieszyć się, że jego luba może w końcu pójść do przodu i też powinien zrobić to do czego nakłaniał innych. Ten w tym czasie zalewa się łzami i zostaje. Może z jakiegoś powodu nie może się odrodzić? No chyba jednak może jeśli popatrzymy na scenę po endingu, gdzie mija Kanade po reinkarnacji nucącą My Song. Podobało mi się to zakończenie - lubię happy endy, ale nie mogę ukrywać, że strasznie gryzie się z tym co widzieliśmy wcześniej. No, ale feelsy były :)

Jest jeszcze alternatywne zakończenie, które jeśli połączyć to z końców mogłoby stanowić dobry pomost z kolejnym sezonem. Takowego pewnie nigdy się nie doczekamy i może to dobrze. Może nie powinniśmy odkrywać wszystkich tajemnic.

Co by jednak nie mówić, jakich błędów i niedopatrzeń nie wytykać to nie da się ukryć, że anime jako całość jest po prostu świetne.