piątek, 19 sierpnia 2016

Dzisiaj o Ano Natsu de Matteru i "świadomości" anime


Po tym jakże pięknym Guilty Crown, które wywarło na mnie tak piorunujące wrażenie miałem ochotę obejrzeć coś takiego zwykłego, prostego, może lekko głupawego. Chciałem coś co pozwoli mi zapomnieć o tym rozczarowaniu. Pomyślałem "chciałabym obejrzeć coś jak Onegai Teacher". Ano Natsu de Matteru właśnie to mi dało.


No może nie dokładnie dało to co Onegai Teacher i to nie ze względu na ogólnie panującą opinię - błędną zresztą - ale ze względu na to, że jest to anime bardziej przemyślane. Tak po za tym to niemalże kreska w kreskę OT.

Historia opowiada o licealiście Kaito Kirishimie, któremu spada na głowę statek kosmiczny niemalże go zabijając. Jakimś "cudem" przeżywa i zapomina o tym wydarzeniu. Później, testując znalezioną na strychu kamerę, należącą niegdyś prawdopodobnie do jego dziadka, zauważa urodziwą niewiastę Ichikę Takatsuki, która znacząco odmieni nieco zbyt monotonne życie naszego bohatera. Kaito postanawia nakręcić ze swymi przyjaciółmi Kanną Tanigawą, Tetsurou Ishigakim, Mio Kitaharą film, a Ichika zostaje w to oczywiście zaangażowana jako główna bohaterka powstającej produkcji. Jak można się spodziewać po autorach anime Ichika okazuje się być kosmitką i w wyniku kilku "nieprzemyślanych" słów wprowadza się do domu Kaita.

Brzmi znajomo? Onegai Teacher z tym, że zamiast nauczycielki mamy licealistkę. Głupio by było pisać coś więcej o fabule gdyż tak jak w przypadku OT przez całą serię mamy jej na prawdę niewiele, całość opowieści zamknięta jest w dwu może trzech odcinkach i nie jest to wbrew pozorom złe. Cały tok wydarzeń skupia się kwitnącym uczuciu Kaita i Ichuiki oraz wszechobecnym tsunderyzmie. Poza jedną bohaterką, każda istotna postać w tym anime jest tsundere, ale takim dobrym powiedzmy, że "staroszkolnym" tsundere. Bohaterowie zachowują się bardzo podobnie jak w Onegai - ten chce być z tą, ta z tym i robi się taki łańcuszek wzajemnych ochów i achów co oczywiście koliduje z tym co czuje inna postać. Nie jest to jednak jakoś wyjątkowo "nachalne", nie odrzuca, ale dlaczego to wyjaśnię za chwilę.

Audiowizualnie jest na porządnym poziomie - kreska jest przyzwoita, żywe kolory, animacje też nie są uderzająco kulawe. OST jest całkiem przyjemny choć nie wybija się - ot, pasujące do całości utwory. Opening brzmi bardzo podobnie do tego z Onegai Teacher i poza jednym, troszkę irytującym dźwiękiem jest to bardzo przyjemna piosenka. Endging wypada nieco lepiej ze względu na spójność melodii.

Czyżbym troszkę zbyt wiele przyrównywał Ano Natsu de Matteru do Onegai Teacher? Nie. Jeśli ktoś oglądał to drugie to na pewno nie umknie jego uwadze jak podobne są te oba anime. Mogę pokusić się o stwierdzeni, że Ano Natsu to takie OT dla ludzi, którym nie podobało się Onegai. Gdybym nie przeczytał wcześnie, że to anime stworzyli ludzie odpowiedzialni za OT to uznałbym to za bezczelny plagiat.

Mimo iż nie jest to nic odkrywczego, zachwycającego, jakoś specjalnie porywającego to muszę przyznać, że Ano Natsu de Matteru to na prawdę dobre anime przy którym bawiłem się naprawdę dobrze. Mogę z czystym sensem polecić je każdemu.


Dlaczego tak bardzo mi się podobało to anime? Z tego samego powodu z jakiego podobało mi się Konosuba czy osławione Onegai Teacher - to anime jest po prostu "świadome" tego czym chce być.Nie ma tutaj żadnych zbędnych treści, ukrytego przekazu, morału itp. Skąpa, prosta fabuła, którą można streścić w dwóch odcinkach? Tak miało być. Bohaterowi, którzy są bardzo prości, momentami głupawi, aż do przesady trunderowaci? Tak miało być.

Twórcy dokładnie wiedzieli jakie anime chcieli zrobić. Miało być to prosta, romansikowa, lekka historia przy której można się od czasu do czasu uśmiechnąć. Nic co zmusiłoby do refleksji, nic wzruszającego, bez prób przekazania ważnych wartości. Stworzyli to co zamierzali. Tak samo jak w przypadku Konosuby czy Onegai Teacher. Brak zbędnych treści, dokładnie to co miało być.

To jest czynnik, który definiuje dobre anime. Anime musi być świadome tego jakie chce być. Jeśli twórcy na siłę kombinują, wplatają coś bez przemyślenia czy to pasuje, czy to ma jakikolwiek sens, czy nie będzie kolidować to z ogólnym obrazem to nie wyjdzie z tego nic dobrego. Wszystko musi być bardzo dobrze przemyślane od początku do końca. To dlatego tak uwielbiam FMA:Brotherhood, Tengen Toppa Gurren Lagann czy Stens;Gatei - te serie są do perfekcji przygotowane, jest w nich dokładnie to co powinno być. Dlatego też mam tak ogromną niechęć do Tokyo Ghoul czy też Guilty Crown - twórcy chcieli więcej niż mogli bądź powinni.

Jestem bardzo wybrednym widzem, dopatruję się nieścisłości, zwracam uwagę na szczegóły. Przez niemal dekadę oglądania "chińskich bajek" zrozumiałem, że anime nie muszą być wcale ambitne by było dobre. Nie wiem czym jest to spowodowane, może tym, że "na zachodzie" anime uchodzi za takie nie mainstreamowe medium pokazujące bardzo wartościowe treści. Może twórcy to dostrzegli i zaczęli się bardziej starać, a może powód jest zupełnie inny. Niemniej jednak nauczyłem się doceniać proste historyjki jak np. Ano Natsu bo takie najczęściej są samoświadome co czynie je naprawdę dobrymi. Nigdy nie będą mogły stawać w szrankach z anime takiego kalibru jak np. FMA:Brotherhood, ale przecież wcale tego nie chcą. Są jakie są, niczym więcej, niczym mniej.

Istnieje też możliwość, że tłumaczę to sobie tak tylko dlatego, że szukam uzasadnienia dlaczego jestem jedną z dwóch osób na świecie lubiących Onegai Teacher.

0 komentarze:

Prześlij komentarz